22 czerwca 2013

Dość luźna interpretacja wykroju z Burdy 4/2013, model 125

Tiaa w końcu coś uszyłam. Cieszę się jak dziecko bo w znacznej części zużyłam wiskozę w przepiękny kwiatowy wzór, którą zakupiłam specjalnie z myślą o długiej, letniej sukience. Idealna na obecne fale gorąca, wprost stworzona do jakieś fajnej sesji z brzuszkiem.


Nie wiem jak Wam ale mi siedzenie przy maszynie w takie upały strasznie daje w kość. W ogóle te upały... muszę się wręcz zmuszać żeby cokolwiek zrobić. Wypijam ogromne ilości wody mineralnej, domowych koktajli truskawkowych (w życiu nie zjadłam tylu kg truskawek jak obecnie będąc w ciąży) i domowej kawy mrożonej (Boże dzięki Ci za genialny wynalazek jakim jest smoothie 2GO Kenwooda). Z drugiej strony szkoda mi tracić czas skoro jeszcze mam trochę wolności ;) No więc wzięłam, skroiłam i uszyłam w kilka godzin sukienkę model 125, Burda 4/2013.

zdjęcie pochodzi ze strony burda.pl

rysunek techniczny pochodzi ze strony burda.pl

Jestem głęboko zadziwiona, że sukienka powstała za jednym posiedzeniem... U mnie to się nie zdarza. Lojalnie uprzedzam, że jest to moja dość luźna interpretacja wykroju  - w zasadzie wykrojem tylko się posiłkowałam.


Karczek nie jest skrojony z dwóch warstw tkaniny jak zaleca Burda i nie rozpina się. Nie obszywałam pach marszczoną falbaną a ozdobne marszczenie przy dekolcie naszyłam w ostatniej chwili - żeby nie było tak łyso. Podkroje pach wykończyłam lamówką w słonecznie żółtym odcieniu. Aby zaoszczędzić tkaniny, dół jest zwyczajnym prostokątem zszytym z tyłu i lekko przymarszczonym w pasie. I darowałam sobie wiązanie - póki mam brzuszek nie widzę sensu podkreślania talii.  Wiązanie można przecież doszyć kiedyś tam w przyszłości.






Szyłam rozmiar 36 i nie dodawałam zapasów na szwy. Jeśli ktoś ma ochotę to serdecznie polecam - szyje się szybko i przyjemnie. I nie trzeba jakoś specjalnie dopasowywać - w końcu trochę luzu latem się należy :)


30 tydzień (+ 3 kg)

Pozdrawiam!
Sus

15 czerwca 2013

Miś wczoraj i dziś czyli co nieco o zabawkach dla dzieci

Chciałabym aby moje dziecko miało jak najwięcej przytulanek uszytych przeze mnie. Chciałabym aby były one nie tylko kolorowe i wesołe ale także pomysłowe i estetyczne. Chciałabym mu jak najwięcej szyć bo uwielbiam wszystko co powstało jako domowe handmade. Ubranka póki co sobie daruję ale przytulanki - tego nie odpuszczę!

Pierwszą przytulanko-zabawkę w kształcie słoneczka uszyłam dla wnuka mojej ulubionej Pani doktor. Franek ma 9 miesięcy i wyrzynają mu się zębiska. Czytałam, że małe dzieci wkładają wszystko do buzi i miętoszą aby ulżyć sobie gdy np. swędzą dziąsła. Stąd te metki :) Przytulaś-słoneczko to moja wersja demo. Wszystkie szwy są wzmocnione a wkład jest hipoalergiczny. Wiem, że Franek bardzo polubił tę zabawkę i od razu wiedział co zrobić z metkami!




Od Franka się zaczęło i poszło dalej! Koleżanka z forum poprosiła o uszycie podobnej przytulanki (nazwijmy ją edukacyjną) dla swojej nienarodzonej jeszcze córeczki. Kolory dziewczęce ale nie miało być zbyt różowo - i bardzo dobrze, lubię róż ale nadmiar słodyczy potrafi przytłoczyć ;) A więc oto przytulanka Lenki lub Lilianki.


 

 

Niedawno moich rodziców odwiedziła ciotka wraz z córką i jej  1,5 rocznym Jasiem. Na poczekaniu uszyłam Jaśkowi autko, żeby się chłopak nie zanudził w domu bez zabawek. Bardzo zaintrygowała go nasza kocica Ksena więc naszyłam mu kotki na autku. Tył jest uszyty z minky, bardzo modnej obecnie i mięciutkiej tkaniny, wprost stworzonej dla dzieci. Natalia dziękuję!!



Patrząc na to autko od razu wiadomo do kogo należy. Kasia zamówiła dla swojego 2.5 rocznego synka Maćka przytulano-zabawkę. Aby auto jakoś wyróżnić na tle innych zabawek wyszyłam na karoserii imię właściciela ;) W ogóle to imię Maciej jest moim ulubionym imieniem od blisko 10 lat :D





A to przytulanka dla naszej małej sąsiadki. Gosia ma 9 miesięcy i 4 zęby. Wzmożony ślinotok sugeruje pojawienie się w najbliższym czasie kolejnych zębów ;) W tej przytulance zamiast metek zastosowałam tasiemki rypsowe, które także świetnie się sprawdzają. Niech sobie dziewczyna żuje.




Nasz synuś póki co nie będzie potrzebował zabawek z metkami więc uszyłam mu  kołderko-narzuto-matę z bawełnianych kwadratów. To taki mój pierwszy, prawdziwy i póki co jedyny patchwork - zużywam etasiemkowe resztki bawełny.

projekt wstępny


 

Od spodu podbicie składające się z dwóch warstw polaru.


Porada krawiecka: jeśli ktoś będzie miał ochotę uszyć taką narzutę dla swojej pociechy a będzie miał problemy z przyszyciem (konkretnie z podwinięciem) lamówki do 4 warstw tkaniny (2 x polar, 1 x bawełna, 1x warstwa wierzchnia lamówki) to zalecam przeszycie tych wszystkich warstw zygzakiem (jak na zdjęciu) - naprawdę jest duuuużo łatwiej bo traci się na grubości :)


A odnośnie tytułowego misia to miś jest stary... i jest prezentem od mojego byłego chłopaka. Jest też poduszkowo-miękki i jakoś mu tak dobrze z oczu patrzy, że postanowiłam go zachować od stracenia ;) Uszyłam mu nową, bardziej profesorską muchę w kropeczki. Myślę, że Stasiowi przypadnie do gustu.




Pozdrawiam!
Sus

6 czerwca 2013

Grosz do grosza czyli Dawidek pilnie potrzebuje pomocy!

Wspólnie pomagaliśmy już tylu dzieciaczkom - tym imiennym i bezimiennym (dla nas) ze szpitali. Dziś proszę o pomoc w imieniu rodziców małego Dawida, który urodził się z bardzo poważną wadą serca.

zdjęcie pochodzi ze strony http://www.siepomaga.pl/f/corinfantis/c/834
Dawid ma szansę żyć ale musi być jak najszybciej zoperowany. Chłopiec przeszedł już kilka operacji ratujących życie ale to nie wystarczyło. W tej chwili polscy lekarze rozkładają ręce gdyż boją się podjąć tak wielkiego ryzyka, ale jest lekarz w Munster, który twierdzi, że jest szansa. Niestety koszt operacji to wydatek rzędu 100.000,00 zł. Bffff... koszmar.

Zapewne każdy rodzic w takiej sytuacji zrobiłby wszystko aby uratować życie swojego największego skarbu - swojego dziecka. Rodzice Dawida sprzedali już wszystko co przedstawiało jakąkolwiek wartość - a przecież żyć i funkcjonować jakoś trzeba, tym bardziej, że Dawid ma rodzeństwo. Nie mają już czego sprzedać aby zdobyć potrzebne pieniądze.

Proszę Was zatem o konkretną pomoc finansową. Nie szyjemy fantów i nie robimy kiermaszów  bo czasu jest za mało. Termin operacji został wyznaczony na 28 czerwca 2013 roku! Mówiąc wprost proszę o wpłaty na konto Dawida. Liczy się KAŻDY GROSZ, KAŻDA WPŁATA. Może ktoś odmówi sobie czegoś słodkiego, może ktoś zrezygnuje z zakupu kolejnego kosmetyku albo kuponu tkaniny a te pieniążki przeznaczy na chore dziecko.

Powiem Wam, że nigdy, przenigdy nie chciałabym się znaleźć na miejscu rodziców Dawida i i Wy napewno też. Modlę się, żeby moje dziecko po pierwsze urodziło się a po drugie, żeby urodziło się zdrowe. Niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

Całą historię Dawida przeczytacie TUTAJ. Pod tym linkiem znajdziecie także licznik wskazujący zebraną kwotę i kwotę jaka jeszcze pozostała do zgromadzenia... Sami popatrzcie.

O Dawidku dowiedziałam się od Alto i to ona prosiła abym umieściła wpis na blogu. W jej imieniu proszę teraz Was o rozpowszechnienie historii Dawida aby dowiedziało się o nim jak najwięcej osób!

Liczę na Was i trzymam kciuki za Dawida!
Susanna

zdjęcie pochodzi ze strony http://www.siepomaga.pl/f/corinfantis/c/834

3 czerwca 2013

Marzą mi się jeansy...

Oj tak - marzą mi się jeansy. Moje stare, ukochane, znoszone, wytarte, niebieskie... Przekroczyłam już granicę, która oznacza, że w żadne się nie mieszczę. Gdybym tylko dorwała jakieś jeansy ciążowe w lumpeksie - od razu kupiłabym!
Póki co grzecznie przeprosiłam się z pierwszymi spodniami ciążowymi, których nosić nie chciałam bo pogrubiały (jak to idiotycznie brzmi w ciąży! ale taka jest prawda...) a prócz tego uszyłam sobie ciążówki z myślą o lecie: jedne długości 3/4 a drugie w formie krótkich szortów.

Od pierwszego wejrzenia zapałałam miłością do bawełny z lycrą. W etasiemce sprzedała się szybko (to już kolejna dostawa) ale na szczęście odłożyłam sobie kawalątek na przyszły rok. Bardzo podoba mi się ten hawajski wzór - taki lekki i letni. Mogłabym uszyć z tej tkaniny dosłownie wszystko: począwszy od spodni przez spódniczkę i sukienkę a na żakiecie skończywszy. Swoją drogą Ania vel Czeremcha uszyła sobie z takiej samej bawełny spódniczkę -> KLIK

Wracając do spodni - przypominam, że cały czas męczę (znaczy przerabiam i dostosowuję do własnego widzimisię) wykrój 125 A,B z Burdy 2/2012

zdjęcie pochodzi ze strony burda.pl
 
Spodnie 3/4 mają fajną długość. Bardzo ją lubię, sprawdza się w nieco chłodniejsze dni i pasuje nawet do swetra zarzuconego na ramiona. Dodatkowo moje spodnie mają pęknięcia przy nogawkach (z myślą o spuchniętych łydach).



 


Szorty powstały z resztek, są sztukowane ale co tam - ważne, że nie będę się w nich gotować czasie upałów (jeśli kiedykolwiek takowe u nas nastaną) a tkanina została godnie zużyta ;) Jeden feler: pas ciążowy z dzianiny świetnie łapie bawełniane koszulki :/




Z kolei długie, klasycznie czarne spodnie też są niezbędne ponieważ przydają się w czasie chłodniejszych dni. Poza tym jeśli przyszła mama nie spuchnie jak balon i będzie w stanie założyć na stopy eleganckie buty na obcasie i jakąś fajną górę, to powstanie całkiem sympatyczny zestaw na większe wyjścia. Bo i takie się czasem zdarzają.



Na tym chyba zakończę szycie spodni ciążowych. Chociaż... kto wie, na 100% nie obiecuję ;) Powiem Wam moje Drogie koleżanki, że umiejętność samodzielnego szycia jest wspaniała! Nie wiem ile set złotych musiałabym wydać kupując ciążówki w sklepie. Nie wiem czy upolowałabym takie fajne w lumpeksie. A tak mam już 4 pary za naprawdę niewielkie pieniądze i małym nakładem pracy bo jak już kiedyś pisałam - takie spodnie szyje się bardzo szybko. 

Pozdrawiam Was serdecznie!
Sus

PS. Mam nadzieję, że kolejnym uszytkiem będzie sukienka.